Dajmy mu żyć. Śpiewać i grać
Andrzej Zaucha postrzegany jest dziś przez pryzmat fatalnego romansu i tragicznej śmierci. „Życie, bierz mnie” Jarka Szubrychta pokazuje artystę w długiej drodze do sławy, która przyniosła tak gorzki owoc.
Kilka miesięcy temu, w czasie jednej z sentymentalnych podróży w muzyczne lata 80., zacząłem się zastanawiać, dlaczego nikt nie wraca do Andrzeja Zauchy. Pomyślałem, że najwyraźniej w show-biznesie zmarli też potrzebują ambasadorów – albo skrupulatnych księgowych, którzy powiedzą, komu trzeba, ile da się jeszcze na ich cieniach zarobić. Urodzony pod koniec lat 70., wychowałem się na kilku stacjach Polskiego Radia, winylach rodziców i porzuconych pocztówkach dźwiękowych moich ciotek i wujków. Moje roczniki ominęło już właściwie wtajemniczenie w Radio Luksemburg. Gdy na polskich ulicach zaczęła się rewolucja magnetofonowych kaset, żywiłem ostentacyjną niechęć do popu, szukając mocniejszych brzmień. Stąd Zaucha na długo pozostał dla mnie kimś zamglonym, wspomnieniem z dzieciństwa i z wczesnej nastoletności. Wyraziste pozostało jedno wspomnienie: jego śmierć przyniosła dorosłym emocje, których wówczas jeszcze nie rozumiałem. Dopiero niecałe cztery lata później, gdy Kurt Cobain, smutny chłopak w kraciastej koszuli, strzelił sobie w głowę, zrozumiałem nieco lepiej, co znaczy stracić idola w tragicznych okolicznościach. Choć były to przecież różne w swoim tragizmie śmierci. I różni idole.
Opowieść arcykrakowska
Okazało
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net
Masz już subskrypcję? Zaloguj się
- Możliwość odsłuchiwania artykułów gdziekolwiek jesteś [NOWOŚĆ]
- Dostęp do wszystkich treści bieżących wydań "Nowego Państwa"
- Dostęp do archiwum "Nowego Państwa"
- Dostęp do felietonów on-line
* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@swsmedia.pl
W tym numerze
-
Według metafizyki klasycznej społeczeństwo nie jest prostym agregatem tworzących je jednostek, lecz ma pewną realność ukonstytuowaną dzięki realnie istniejącym relacjom międzyludzkim w łonie...
Kto wpuścił Czyngis-chana do Europy?
„Ta wojna zakończyła się dokładnie tam, gdzie się zaczęła. Na podwórku Hunów. [...] Ale na tym nie koniec. [...] To, co zrobili dzisiaj politycy w Waszyngtonie i Paryżu, podobni do ołowianych...Erdogan przegrał wybory. Początek końca?
Dominujący w tureckiej polityce od dwóch dekad obóz polityczny przegrywa wybory. Co prawda tylko lokalne, ale już podnoszą się głosy, że to schyłek rządów AKP i Recepa Tayyipa Erdogana. Czy są...Nawrócenie i męczeństwo Mabel Tolkien
Zarówno życie Mabel Tolkien, jak i jej syna, J. R. R. Tolkiena, przepełnione było nadzieją, jaśniejącą wśród ciemności cierpień. Mabel Tolkien, wbrew wszystkim przeciwnościom życiowym, w heroiczny...Pekin chce partnerstwa z Putinem i armii gotowej do wojny
Tegoroczne obrady parlamentu w Chinach to konsolidacja władzy prezydenta Xi Jinpinga, zapowiedź głębszego partnerstwa z Rosją i większych wydatków na armię. Co roku na wiosnę w Pekinie zbiera się...Cud kameruńskiej Drogi Krzyżowej
Największe cuda dzieją się zwykle po cichu. Schowane przed uwielbiającym jazgot i rumor światem. W małych miasteczkach. W kątach zapomnianych izdebek. W kolorycie codzienności zwykłych ludzi. Choćby...