Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Na kanikułę

Dodano: 24/07/2009 - 41/2009 NGP
Poprzednie miesięczniki
Gdy niedawno nadeszły wieści, że warszawski tor wyścigów konnych na Służewcu może być zamknięty, jednocześnie oburzyłem się i zdumiałem. Nie mamy ich wiele i bankructwo reprezentacyjnego byłoby fenomenem w skali światowej. Chociaż u nas wszystko jest możliwe. Słychać, że tor po części uratowano, choć zapewne budowa na tym terenie osiedli i supermarketów byłaby intratniejsza. Na terenie pięknym, zielonych „płucach Warszawy”. Który powinien być jedną z ozdób miasta. Ile czasu ja tam spędziłem (atoli dawno temu)! Raczej dla beztroski i fajnej atmosfery tego zamkniętego światka niż dla hazardu (totolotek nigdy mnie nie pociągał). Wyścigi to też atrakcyjny sport, a koń pełnej krwi w galopie to zaiste wspaniały widok. Służewiec, oddany do użytku tuż przed wojną, jest naprawdę piękny. Nie ma się jednak co oszukiwać, że nie chciało się też nieco wygrać, czyli zatriumfować. Byłem wówczas biedny jak mysz kościelna, toteż na początku graliśmy na spółkę z kolegami. Pamiętam dość głupią satysfakcję z pierwszej wspólnej a groszowej wygranej. Potem wykosztowywałem się już raczej sam, aczkolwiek wciąż przebywając w miłym towarzystwie. Nabyłem nawet stały abonament na tzw. środkową trybunę; największa z wówczas istniejących, doprawdy ogromna, była tańsza, ale zbyt oddalona od mety. Lubiłem się jednak przechadzać po całym terenie. Typy ludzi, jakie można było tam napotkać, były doprawdy niezwykłe (niektórzy bywalcy, prawdziwi warszawiacy, pamiętali nawet wyścigi sprzed 1939 r.) – bardzo
     
12%
pozostało do przeczytania: 88%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]

W tym numerze