Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Groźny warkocz amazońskiej lolitki

Dodano: 03/12/2014 - Numer 11 (105)/2014
Można by napisać, że Orinoko to buzująca „krew Ameryki Południowej”. Pulsująca jednakowo energicznie co latynoska mentalność. Meandrując pomiędzy kontrastującymi ze sobą krajobrazami, odzwierciedla nijako złożoność tego kontynentu. Jego wielopoziomowość. Jego inność. Orinoko to najbardziej latynoska z rzek. Ruszymy w końcu, czy nie? – nasza cierpliwość zdaje się wyczerpywać. Siedzimy w tym porcie już dobre trzy godziny. I cały czas słyszymy wkoło nas „minutka, jeszcze minutka”. W tym czasie z Samariapo wypływają dwie inne łodzie. Wyładowane po brzeg artykułami spożywczymi i zgrzewkami wody. To zapasy dla stacjonujących w dżungli oddziałów. Drugą łódź stanowią Indianie. Płyną do domu. Nasz wypływ natomiast póki co dość mocno się opóźnia. Żeby nie było, że nic się nie dzieje. Co to, to nie! Dokoła naszej barki od kilkudziesięciu już minut stoi kilku mężczyzn. Czekają na kolejną dostawę beczek z benzyną. Z całego załadunku tych bowiem potrzeba nam najbardziej. Bądź co bądź przed nami do przepłynięcia przynajmniej 1200 kilometrów. Bez benzyny może być ciut trudniej. Obsługujący port w Samariapo panowie dobrze o tym wiedzą. Każdą z kolejnych beczułek starannie opukują, sprawdzając, czy aby nie przecieka. Następnie na specjalnych drewnianych balach przetaczają ją na dziób barki. Tutaj zaś czeka już na nią ciemno opalony Indianin z sympatyczną, okrągłą buzią. To Carlos. Nasz przewodnik. To przed nim stoi zadanie przepłynięcia z nami pod tepui (góra stołowa) Duida
     
8%
pozostało do przeczytania: 92%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]

W tym numerze