Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

NA OCHŁODĘ ŻÓŁTA SZMATKA

Dodano: 30/09/2011 - Numer 9 (67)/2011
– Chwileczkę! Pani się nie pcha! – krzyczę w oburzeniu do napierającej na moje plecy kobiety. – Dokąd tak śpieszno? – dodaję po chwili. Ale już szeptem. Tylko do siebie. Przecież nikt tu mnie nie zrozumie. – Mài kào jai! Mài kào jai! Mài kào jai! – wykrzykuje za mną uporczywa skośnooka. – I tak nie wiem, o czym ty do mnie... – jestem coraz bardziej zdenerwowany. – À-rai? – Nothing... Sorry... OK, ok... – usiłuję grzecznie zakończyć tę fascynująca wymianę zdań. Praca wre. Na wodnym targu zawsze jest coś do zrobienia Najwyższa pora. Przecież tłum dalej napiera. To nie najlepszy czas na kłótnię. Wtem zostaję przymusowo przyparty do barierki w wąskim gardle na mostku. „Zawsze to coś” – myślę. Przymusowa chwila relaksu. Mimowolnie spoglądam w dół pod siebie. Spod barierki dostrzegam wychylający się nieśmiało dziób łodzi. Po chwili widzę już cały jej kadłub. Po brzegi wypełniony „wodnopochodnymi” łakociami. Ależ widok! Niczym na palecie malarza impresjonisty. Kolorowe pastele warzyw. Pani w charakterystycznym (a jakżeby!) płaskim kapeluszu doprawia kraby smażone na specjalnym mini-ruszcie. Obok w czerwonym kubełku dostrzegam małże. Gdzie indziej widać posegregowane warzywa. Wszystko na swoim miejscu. Poukładane. Przysiółek prawdziwej gospodyni. Kuchnia jak się masz. Wyciągam aparat… Rewia kolorów. Egzotyka smaków. Woń aromatów. I ten wszędobylski tłum. Sobotni poranek na pływającym bazarze No, tak. Nie zdążyłem. Zostaję przestawiony.
     
17%
pozostało do przeczytania: 83%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]

W tym numerze