Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Tam, gdzie surferom i księżom jest po prostu dobrze

Dodano: 31/07/2010 - Numer 7 (53)/2010
Taka scenka. Opustoszała plaża niedługo po wschodzie słońca. Na horyzoncie żadnego charakterystycznego punktu mogącego zatrzymać wzrok na dłużej. Rytmiczny, acz bardzo leniwy przybój. Ocean jest dzisiaj bardzo spokojny. Wiatr także jakby zelżał. Cichy, sympatyczny poranek. Jedynymi jego aktorami są ciemno opaleni chłopcy usiłujący zwodować łódź. No, „łódź’ to za wiele powiedziane – ot, parę drewnianych kłód umocowanych i zespolonych ze sobą w kształt swoistego szkieletu imitującego kadłub. To chyba ma pływać. Przynajmniej w ich mniemaniu. W przeciwnym wypadku wysiłki tych gagatków należałoby zapisać na poczet nowo odkrytej choroby psychicznej. Młodzieniec wyglądający na najstarszego staje na belce podważającej całą konstrukcję. Z racji swojej wagi ma największe szanse, by drewniana imitacja łodzi w ogóle drgnęła. Pod kadłubem dostrzegam trzy poprzecznie ułożone belki. W momencie, gdy dźwignia unosi konstrukcję, trzech pozostałych chłopców napina mięśnie i ze wszystkich sił przesuwa całość w kierunku oceanu. Obserwuję całe to zabawne zdarzenie z nieukrywanym zainteresowaniem i przedziwnym zachwytem. Łapię się nawet na tym, że zupełnie mimowolnie ściskam kciuki za każdy kolejny metr, który zbliży to „coś” w kierunku wody. Chłopcy mają ewidentną frajdę. „Pchaj!”, „Nie puszczaj!”, „Chłopaki, został nam kawałeczek!”. To jedyne odgłosy na tle porannego plażowego pejzażu. Po 20 minutach walki udaje się. „Hurra!”. Chłopcy podskakują z radości. A ja nie mogę uwierzyć, że ta łódź
     
14%
pozostało do przeczytania: 86%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]

W tym numerze