Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Gdy coś się skończy…

Dodano: 08/08/2016 - Numer 8 (126)/2016
Może to i nierealne, ale mam dziwne wrażenie, że te wyziewy wiatru, ten smak patagońskiego chłodu bijącego od sinych ścian turni Torres del Paine – że to wszystko da się jednak jakoś utrwalić. Może choćby na kartach tego reportażu. To był wtorek. Trzeci dzień stycznia 2012 r., około godziny 18.00. Rotem Singer poczuł potrzebę. Zabrał ze sobą rolkę papieru toaletowego i udał się na stronę. W parku przygotowano na tego typu sytuacje specjalne sławojki. Rotem skorzystał z jednej z nich. Stała w cieniu zielonych krzaków i karłowatych patagońskich buków. Gdy wychodził, zobaczył zbliżające się dwie koleżanki. Chcąc zaimponować dziewczynom, podpalił fragment trzymanego w dłoni papieru toaletowego. Szybko go jednak ugasił, przyciskając nogą do ziemi i czekając, aż papier zamieni się w czarny popiół. Gdy był pewny, że papier do końca się wypalił, wrócił do namiotu. Tak to wyglądało. A przynajmniej tak twierdzi sam zainteresowany. A jak było naprawdę? Tego prawdopodobnie nie dowiemy się już nigdy. Wiemy natomiast jedno. To był ostatni moment, gdy można było podziwiać chilijski park Torres del Paine w jego przepięknej wersji. Wersji, jaką podróżnicy kojarzyli od lat. Wielu z nich uważało go za najpiękniejszy na całym południowoamerykańskim kontynencie. Za kilka godzin okaże się, że zaprószony ogień –  najprawdopodobniej z nie do końca zagaszonego i wciąż tlącego się papieru toaletowego – strawi 15 111 hektarów najcudniejszego zakątka chilijskiej Patagonii. Spłoną
     
9%
pozostało do przeczytania: 91%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]

W tym numerze