Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Gi-hun wraca do gry

Dodano: 31/01/2025 - Numer 220 (02/2025)
FOT. MATERIAŁY PRASOWE
FOT. MATERIAŁY PRASOWE

Pod koniec grudnia ubiegłego roku miliony fanów na całym świecie doczekały się długo wypatrywanej przez nich kontynuacji „Squid Game”. Ten koreański serial, którego pierwszy sezon miał premierę we wrześniu 2021 roku, był wielkim sukcesem Netflixa, a zarazem pierwszą serialową produkcją z Korei Południowej, która odniosła tak wielki sukces wśród międzynarodowej publiczności.

Na tak dobry odbiór „Squid game” wpłynęła zapewne koreańska specyfika – umiejętność łączenia atrakcyjnej, spektakularnej, a zarazem bardzo brutalnej fabuły z kinem społecznym. Tak jak trochę wcześniej uczynił to Joon Ho-Bong w Oskarowym „Parasite”.

Społeczne lustro

„Parasite” przywołuję na początku tego tekstu nie bez powodu. Film Joona, choć bardzo silnie osadzony w koreańskich realiach społecznych, podbił światową, w tym zachodnią widownię. Stało się tak dlatego, że choć reżyser nie uciekał od modnej na festiwalach, lecz niestrawnej dla szerszej publiczności pornografii nędzy, opakował ją w szalenie atrakcyjną i znaną publiczności z wielu produkcji formę – najpierw komedii o ludziach, którzy udają kogoś, kim nie są, a w dalszej części filmu – krwawego thrillera, mieszając przy tym konwencje tak, jak to chyba tylko Koreańczycy potrafią. A w opowieści o nierównościach społecznych nowoczesnego, lecz wciąż w dużym stopniu kastowego społeczeństwa zobaczyli się widzowie na całym świecie.

„Squid Game” to historia z podobnym punktem wyjścia. Bohaterowie to zwyczajni ludzie,

     
16%
pozostało do przeczytania: 84%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]

W tym numerze