Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Tamta strona Europy. O Rumunii sprzed 50 lat i jej zakręcie dziejowym

Dodano: 07/03/2025 - Numer 221 (03/2025)

W drugiej połowie lat 70. – gdy było się na studiach i chciało się wyprawić z przyjaciółmi w Góry Rodniańskie, północne góry Rumunii – trzeba było zacząć od odręcznego przerysowania przedwojennej mapy tego rozległego pasma Wewnętrznych Karpat Wschodnich, pożyczoną od kolegi z politechniki. Góry Rodniańskie owiewała w akademickim środowisku górołazów aura tajemniczości. Były dzikie, z jednym czy dwoma ledwo zaznaczonymi szlakami, z jeziorami w kotłach polodowcowych i śladami polskich poszukiwaczy złota (z ubiegłego wieku) w głębokich jaskiniach.

Wszystko okazało się prawdą. Szliśmy gorącą letnią porą grzbietami tych bezludnych, gęsto zalesionych gór grupą dwunastu osób. Jedyną formą bazy turystycznej były dwa szałasy; tylko jeden, przylepiony do skalistego zbocza, miał drewnianą ławę do spania i nazywał się szumnie schroniskiem. Można było tu dostać tylko butelkę samogonu i najtańsze papierosy w rodzaju naszych „sportów”, co nie było najlepszą nowiną, bowiem na pierwszym postoju zostaliśmy okradzeni z całego prowiantu. Został nam tylko peerelowski „Minimal”, mieszanka mleka w proszku z jakimiś sztucznymi paszami. Nieliczni pasterze, na których natykaliśmy się, gdy wieczorem zaganiali owce i rozpalali ogniska, patrzyli na nas dość ponurym wzrokiem i mówili, że jak tak dalej będziemy wędrować, to przyjdzie do nas „ursus” (po rumuńsku niedźwiedź) i nas zje. Psy tych, którzy paśli owce po północnej stronie grzbietów, miały obcięte prawe ucho, tych z południowej – lewe

     
7%
pozostało do przeczytania: 93%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.panstwo.net

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]

W tym numerze